Wybaczcie ten prowokacyjny tytuł, ale nie mogłam sobie odmówić i wcale nie jest naciągany. Netflixa włączyłam po raz pierwszy pod koniec maja i pierwszym filmem jaki obejrzałam były Wybory Żywieniowe. Nie dlatego, że nie było nic innego do wyboru, ale od dłuższego czasu czułam, że należy bliżej przyjrzeć się temu co jem i zastanowić czy warto taki tryb życia kontynuować. W ostatniej ciąży intuicyjnie odrzucałam mięso i generalnie zawsze stroniłam od przetworzonej żywności, ale czułam, że mogę zrobić jeszcze więcej w kierunku dobrania sobie najodpowiedniejszej diety. Wiadomo, że w internecie jest mnóstwo teorii spiskowych, w poniedziałek ryby są idealnym źródłem wartości odżywczych, a w piątek śmiertelną trucizną i nie wiadomo komu wierzyć. Tym bardziej jak ma się dzieci. Wtedy najczęściej zostajemy przy tym, co zaleca lekarz i trzymamy się przyzwyczajeń – mięsko, mleczko i jajeczko musi być. Okazuje się jednak, że najlepszą dieta dla człowieka jest dieta roślinna. Kropka. Później obejrzałam jeszcze kilka pozycji na ten temat (m.in. Foodmatters i Widelce kontra Noże) i tylko upewniłam się, że to wszystko ma sens.
Niechaj pożywienie będzie twoim lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem – Hipokrates
Choroby zwane cywilizacyjnymi – otyłość, cukrzyca czy nawet nowotwory i bezpłodność najczęściej spowodowane są niewłaściwym odżywianiem. Przez lata karmiąc się przetworzonym jedzeniem i produktami zwierzęcymi sami doprowadzamy do ogromnych strat, których nie odbuduje się w jeden dzień. Oczywiście nie ma co popadać w paranoję i nikogo nie namawiam do podejmowania od razu radykalnych kroków, ale zastanówcie się po prostu na ile, realnie wpływacie na jakość Waszego życia. U mnie był to naturalny proces. Jako nastolatka nie widziałam nic złego w chipsach i mrożonej pizzy, później zaczęłam sama gotować, ale przyjęło się, że obiad bez mięsa to nie obiad i też tak do tego podchodziłam, dopiero w pierwszej ciąży zaczęłam bardziej przyglądać się temu, co ląduję w moim brzuchu. Bywało różnie, wydawało mi się, że jem w miarę dobrze, ale z perspektywy widzę, że jednak nie najlepiej.
Od dwóch miesięcy jestem na diecie roślinnej. Nie z powodów moralnych, bo noszę skórzane rzeczy i nie zamierzam pozować na ideał, ale w tej kwestii moja świadomość też się podnosi i kilka razy się zastanowię zanim kupię nową torebkę. To czysty egoizm. Informacja, że mogę już teraz zadecydować jak będzie wyglądała moja przyszłość, była jak olśnienie. Pozwalam sobie jedynie na lody i sporadycznie jajka z gospodarstwa. Całkowicie wyeliminowałam mięso, nawet jak o nim pomyślę, to nie wydaje mi się apetyczne oraz nabiał – mleko czy sery, które dotychczas uważałam za zdrowe. Kazeina nie jest jednak tym, co nam pomaga. Nie czuję, że to kara i muszę sobie czegoś odmawiać, ciągle odczuwam przyjemność, że mogę się uczyć nowych smaków i połączeń. Chciałabym jeszcze powalczyć z cukrem i białą mąką w gofrach, ale na wszystko przyjdzie pora i uważam, że przymus na dłuższą metę nie przynosi rezultatu.
Tym samym oznajmiam, że będę Was częściej zapraszać do mojej kuchni i na pewno wszystkim nam wyjdzie to na dobre 🙂
Szanuję wszelkie wybory innych ludzi ale moim zdaniem jestescie w błędzie. Warto poczytać o diecie paleo, która zgodnie z badaniami, jest najzdrowsza dla człowieka, a zawiera również pokarmy mięsne. Nie traktujcie proszę mojego komentarza jako ataku. Też długo poszukiwałam odpowiedzi na pytanie jaki sposób żywienia jest najzdrowszy i to po prostu troska o rozjaśnianie kwestii manipulacji medialnej. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!
Co do mięsa, to jedyną gwarancję jakości mamy tylko wtedy, gdy sami to mięso nakarmimy, zabijemy i bezpośrednio zjemy. I gdybyśmy stali przed właśnie takim wyborem, niedługo każdy byłby wege. Dopiero niedawno dowiedziałam się, każda wędlina, kiełbaska itp jest utrwalana azotynem sodu (tzw nitryt), który odpowiada m.in za to, że mięso zachowuje kolor po obróbce cieplnej (nie szarzeje). Można to sobie nawet kupić do domu i zrobić własną szyneczkę (sól peklowa) o ironio wcale nie zdrowszą. Rakotwórcze dziadostwo, które (uwaga) kumuluje (!) się w organizmie, czyli każdy plasterek szyneczki zawierający ten pierwiastek, to niestety kolejny krok w stronę nowotworu (gwarantuję, że znajduje się w każdym składzie) i jak widać nie jest to kwestia „szczeście/pech”, czy mutacja genu, jak to mówią amerykańscy naukowcy…
Co dopiero taka szyneczka , która składa się tylko częściowo z mięsa, a reszta to wypełniacze :O Łatwiej i wygodniej jest brać co dają, więc w sumie nie ma co się dziwić, że nie wszystkim się chce poszukać. Dlatego czuję, że warto o tym pisać, nawet osoby nieszczególnie zainteresowane podświadomie zastanowią się przy półce z wędlinami.
Sama często myślę o przejściu na wegetarianizm, bo boli mnie jedzenie zwierząt. Jem mięso może 2-3 razy w tygodniu, często rzadziej. Z drugiej strony robię doktorat z chemii i niestety jestem bardzo świadoma tego, co kryje się w kosmetykach, mięsie, żywności w hipermarketach, w owocach i warzywach. Im dłużej o tym myślę, tym mniej mam ochotę, żeby zjeść cokolwiek. Szczerze mówiąc dopisek eko- czy bio- bardzo często znaczy tyle co nic. Wędlin i innych przetworzonych rzeczy tego typu nie jem w ogóle. Owoców i warzyw nie kupuję poza sezonem, a jak tylko mogę korzystam z dobroci wyhodowanych własnymi rękami przez moich dziadków. Wtedy przynajmniej wiem co jem. Przykre jest to nasze polskie przywiązanie do wszystkiego na tłusto. A szczególnie u panów, że obiad bez kopy ziemniaków i mięsa to nie obiad. Najlepiej jeszcze popić piwem, a potem 50tka i zawał.
Nie sugeruję się raczej tym co piszą albo ogłaszają, bo niestety wszyscy żerują kosztem konsumentów – czyli naszym, a jak tylko spada popyt na coś, co przynosiło kasę, to trzeba puścić jakąś famę żeby przywrócić obrót. Kiedyś kurze jaja były niezdrowe, teraz ryby są niezdrowe, a od niedawna wg WHO nawet olej kokosowy jest niezdrowy. Sądzę, że jedynie zachowanie jakiegoś sensownego umiaru/balansu i przede wszystkim słuchanie sygnałów od swojego organizmu ma jakiś sens. Inaczej można w tym wszystkim zwariować.
Na geny nie wpłyniemy, ale jeżeli można choć trochę wpłynąć na stan zdrowia dietą czy świadomym wybieraniem innych produktów, to warto ten temat zgłębiać.
Absolutnie nie jestem jakąś nawiedzoną fanatyczką, przeciwnie, chętnie dowiem się więcej i jestem otwarta na różne punkty widzenia. Przede wszystkim trzeba bacznie obserwować swój organizm, o żadna skrajność nie jest dobra, ani otyłość, ani bycie fit w oparciu o odżywki i godziny na siłowni.
Na pewno ten temat będzie się przewijał, o naturalnych kosmetykach też mam zamiar pisać, więc będzie mi miło, jak czasami dasz znać co myślisz 🙂
ja moge polecić też vlog Jenny Mustard, jest nie tylko o weganizmie, co jest ważne w diecie, jak przemycać potrzebne składniki i jakie robić zdrowe i pyszne przekąski, ale też o minimalizmie i życiu w ogóle. Myślę, że Ci się spodoba 🙂
Ja co prawda jem mięso i karmię tym moją rodzinę (ale indyk, wołowina, ryby, czasem wieprzowina, wyłącznie na obiad/do zupy, żadnych wędlin, kiełbasek i paróweczek). Dążę (finansowo) do indyka, wołowiny i ryb tylko, ze zdecydowaną przewagą ryb.
Natomiast tak się złożyło, że tymczasowo mieszkam w Anglii i włos jeży mi się na głowie, jak patrzę, co tu ludzie jedzą. Wiedziałam, że jest źle, ale jako mama przyglądam się i przyglądam i czekam, aż nastąpi taki cud, że spotkam dziecko nie karmione czipsami i ciastkami. Nawet Azjaci, raczej wrażliwi na punkcie diety i mocno przywiązani do swoich tradycji kulinarnych, wciskają dzieciom czipsy (o wściekle pomarańczowych soczkach, ciasteczkach czekoladowych nie wspominając). W niemowlęcych słoiczkach makaron na makaronie, a w deserkach mus czekoladowy (serio!).
Ja terrorystką w tej kwestii nie jestem, ale jak ciasta dla dzieci, to domowe owocowe; jak przekąski na plac zabaw czy piknik, to banany, mandarynki, bakalie, ewentualnie racuchy czy naleśniki. Jak jogurty, to raczej naturalne z powrzucanymi do środka borówkami czy truskawkami.
Tak więc ja działam tu na wszystkie strony kulinarnie włącznie z pieczeniem chleba i bułeczek, ostatnio wyhodowałam w końcu chleb na zakwasie i – o mniam mniam! – niebo w gębie. Bardzo Ci polecam!
ps. Wegetarianką byłam ponad 6 lat, teraz myślę, że przejdziemy w końcu na dietę pescowegetariańską (dopuszczającą ryby, nabiał, jaja, miód, ale wykluczającą mięso).
W którymś z tych filmów jest właśnie fajnie pokazane jak w Azji wzrasta poziom zachorowań wraz z przejmowaniem zachodnich dobrodziejstw typu fast food, jak będziesz miała możliwość to zerknij 🙂
jeszcze w temacie tego karmienia (z instagrama) – pierwszą córkę po 13 miesiącach kp po prostu zamiast do piersi, to poprzytulałam i poszło. Z tym, że ona juz wtedy od miesiąca-dwóch była karmiona tylko raz na dobę, na noc. Druga córka po tym, jak skończyla 14 miesięcy nagle pewnego wieczoru po prostu piersi nie chciała, wolała possać swój paluszek, więc następnego wieczoru też jej po prostu piersi nie dałam, tylko położyłam u nas w łóżku. Więc jest światełko w tunelu… 😉
A tak na poważnie, to wydaje mi się, że można spróbować: 1. wymęczyć dziecko, żeby szybko chciało iść spać; 2. położyć je w maksymalnie miłym dla niego meijscu (czytaj: łóżku rodziców), żeby pachniało mu rodzicami i było mu dobrze; 3. jest jeszcze ponoć opcja w drugą stronę – żeby małego przejął tata tak, aby mu właśnie piersią nie pachniało.
Dodam tylko, że żadna z moich córek nie była nigdy na butli ani na mleku modyfikowanych, z piersi przechodziły do zwykłej diety po prostu.
ps. A co się stało, że Antka tylko 3 miesiące piersią karmiłaś?
tu jest youtuberka, co prawda angielska, ale ma na prawdę spoko podejście. 🙂 https://www.youtube.com/user/FitOnRaw/videos
No i noszę skórę: buty, torebki, kurtkę, nie mam tego wiele, ale też uważam, że są trwalsze, a buty o niebo wygodniejsze od sztucznych. Kusi mnie skóra z liści ananasa, buty już są dostępne w pl. ale koszt ok. 400 zł, na razie nowych nie potrzebuję, więc się wstrzymuję.