Pod takim tytułem w 2006r. ukazał się tekst Agnieszki Chylińskiej w Machinie, było to zaraz po urodzeniu pierwszego syna. Rok temu w wywiadzie z Magdą Mołek przyznała, że jest w chuj rozczarowana czasem, który upłynął na wychowywaniu trójki już dzieci. Powiedziała wiele innych prawdziwych rzeczy, ale nie chodzi o to, aby cytować kropka w kropkę.
Oczekiwania kontra rzeczywistość, jak pokazała wczorajsza wizyta fit pary u Kuby Wojewódzkiego, to dwa bieguny. Media to straszna świnia i bezczelnie nas okłamują. Niby każdy wie, że życie nie wygląda jak na zdjęciach, ale scrolluje przed snem i czuje się jak ostatni frajer, bo nie dość, że nie zrobił w przeciągu dnia nic wyjątkowego, to jeszcze ani nie wygląda ani nie ma odpicowanej chaty ani nawet nie zjadł na śniadanie acai bowl, tylko plebejską owsiankę na wodzie. W kwestii macierzyństwa sprawa wygląda jeszcze gorzej – wypasiona wyprawka, słodkie bobasy wystylizowane w ubranka z najnowszych kolekcji, szczęśliwi rodzice w objęciach na weekendowych wycieczkach, a Ty siedzisz pół dnia w dresie na podłodze i odklejasz chrupki z drewnopodobnych paneli. Stary wraca z roboty i modlisz się, aby na chwilę zabrał dzieciaki, po czym zamykasz się w łazience, żeby totalnie nie zwariować.
Są wzloty, owszem. Momenty totalnego rozkochania, gromkie śmiechy, cudowne chwile, ale jednak większość czasu to walka o przetrwanie. Przy dzieciach czas płynie szybciej, żeby się wyrobić, trzeba albo podbiec albo odpuścić, nie da się inaczej. Widząc kobiety, które idealnie żonglują między życiem rodzinnym, pracą i własnymi zainteresowaniami, można się nieźle sfrustrować, gdy nam przychodzi to z trudem. Mama musi dać radę, a jak nie daje, to znaczy, że coś z nią nie tak. Do tego powinna być seksowną laską z wysokim libido, żeby przypadkiem partner nie poczuł się odtrącony i zajebistą gospodynią z czystym piekarnikiem, z którego wyciąga niedzielne ciasto. Nie wiem na ile trzeba być zdeterminowanym, aby to wszystko się udawało na dłuższą metę. Jeśli się nie uda, to na pewno będzie Twoja wina, bo kiedyś to się szło jeszcze w pole i nikt nie narzekał.
Masz prawo czuć się oszukana, ja się trochę tak czuje mimo, że mam już dwoje dzieci. W pierwszym przypadku tak bardzo tego nie odczułam, bo szybko wróciłam do pracy, pomagały mi babcie i jakoś leciało. Teraz od ponad roku zajmuję się synem codziennie i przysięgam, że dziś wpisałam w wyszukiwarkę: mam dość własnego dziecka. Od rana snułam się za nim po chacie, dziesięć razy sprzątałam to samo, karmiłam, wycierałam, a jak w bólach zasnął, to starszy zaczął walczyć o uwagę i z trudem wydostałam się z piżamy. Kolejny dzień świstaka. Tak miało wyglądać moje życie? Serio?
Okazało się, że nie tylko ja się tak czuję, że wiele z nas mimo ogromnej miłości, ma poczucie, że coś im leci przez palce. Że wraz z latem radość gdzieś uciekła. Nie ma kiedy zająć się swoimi sprawami, a nawet jak wyrwie się chwile, to już się nie chce. Marazm i nostalgia, poczucie bezsensu. Minie, wiem i jeszcze będę tęsknić, ale dziś wysyłam do Was wirtualne serduszko, bo nawet jak nie wszystko wychodzi idealnie, to jesteście wspaniałe.
Tata dziś w jakiejś luźnej rozmowie rzucił: jesteś matką, powinnaś to wiedzieć. A ja się pytam kurwa skąd?
Wpis piękny bo prawdziwy: ja nie chcę dzieci, nie czuję się na siłach. Ledwo radzę sobie sama ze sobą
Rozwala mnie tekst ” A kto Ci na starość szklankę wody poda…” 😉
Ściskam!
Z emocjami, zmęczeniem, stresem, bólem fizyczny, niewyspaniem. HIpersamotna.
Drugim odkryciem było, że można ucieszyć się z 5 minut odpoczynku, że w ogóle istniej taka forma relaksu – 5 minutowa.
Trzecim, że już nigdy nie będę w pełni beztroska. Nigdy.
I wiem, że doświadczam cudu, absolutnego cudu jakim jest posiadanie dziecka, lubię być mamą Toli i często jej to mówię, ale staram się choć nazywać po imieniu to wszystko, co kryje się po ciemnej stronie. W końcu tylko obok ciemności widać jasność. Trzymaj się i z jednym nie masz w ogóle racji: wyglądasz i to jak wyglądasz, jak milion dolarów, nawet w dresie. cmok
I płacz, bo jak to możliwe, że złoszczę się i gniewam na tą małą istotkę, tak zależną ode mnie. Przecież ono czuje moje emocje, czuje moją irytację, a przecież na to nie zasłużyło…
A z drugiej strony kiedy mały utnie sobie dłuższą drzemkę albo po nocy,bywam za nim taka stęskniona! Jak noszę go na rękach, nawet jak marudzi, nie mogę się powstrzymać przed całowaniem jego polików. Jak mam zły dzień, kilka minut wygłupów i przytulasów z nim potrafi bardzo poprawić mi humor.
Synek ma 9 miesięcy i już mogę powiedzieć, że było kilka momentów, w których moje życie z nim było lepsze, niż zanim się pojawił.
Też przesyłam wirtualne <3
Siedzę 2gi tydzień w domu chora z chorym 4-latkiem;dodatkowo jestem w pierwszym trymestrze ciąży więc energię mam równą 0.
Nie chce mi się ale jak już się zostaje matką to sentencja "nic nie muszę" przestaje obowiązywać,dodatkowo ojciec przychodzi z pracy i stwierdza,że tak źle się czuje że nie ma siły wstawić talerza do zmywarki…(Wiem,że nie na temat to narzekanie na ojca Ale musiałam) także tego,szlag mnie trafia.
Pozdrawiam serdecznie
Agnieszka
Kiedy zaszłam w ciążę wszyscy mowili ” to jest piękny czas”… yhy… oprócz małych cudów nic w nim pięknego, zwłaszcza jak to ciąża bliźniacza.
Kiedy dowiedzieli sie,że bliźniaki ” o jeny! Jak super” yhy a ja padam na ryj i to z mężem.
Chodź jest plus ciąży bliźniaczej i nie mówię tu o moich malutkich cudach bo to wiadomo tylko o tym że mój mąż dobrze wie jak można się zmęczyć i że tekst ” ja byłem w pracy i jestem zmeczony” przy bliźniakach nie obowiązuje
Matki nie są robotami,czasami tez możemy mieć dość. Buziaki
No tak kurwa zwyczajnie. Pakuje się i jadę na Madagaskar.
Kotłuje się to wszystko gdzieś w środku, aż w pewnym momencie zastanawiasz się czy jeszcze jesteś normalna czy już powinnaś się leczyć.
No i całkowicie rozumiem teraz te wszystkie depresję, zwłaszcza kiedy dookoła tyle ‚IDEAŁU’.
Twój blog kojarzy mi się z taką normalnością i jest jedyną rzeczą, która skłania mnie do nieśmiałej myśli, że jedno dziecko może mnie kiedyś nie zabije 😉
Mam nadzieję, że nie będziesz ‚na siłę’ perfekcyjna tutaj, takich ‚perfekcyjnych’ miejsc jest już wystarczająco dużo.
Buziaki
P.S. Od wczoraj robię z Twojego polecenia koktajl z jarmużu. Będę go robić, aż mi się jarmuż skończy – a jak wiemy spore są te opakowania. To pierwszy koktajl z jarmużu, który jest dla mnie ‚pitny’. Dzięki za przepis!
Różnorodna tematyka jest jak najbardziej na plus. Zwłaszcza czekam na więcej wegańskich myków 😀
Kochamy córkę i z jednym dzieckiem mimo wszystko z pomocą Męża można dużo ogarnąć ale szok był i trochę nadal jest ogromny.
Marzy mi się dzień i noc bez dziecka… Tylko jeden :-). Pozdrawiam i podziwiam wszystkie matki, trzymajmy się razem i mówmy sobie miłe słowa, nie oceniajmy i krytykujmy.
To może zacznę, podziwiam Cię Magdo za ład i porządek w domu (przynajmniej na zdjęciach 😉 i za wspaniałe zdjęcia przygotowanych dla rodziny potraw.
Bardzo Ci dziękuję, ja Cię podziwiam, że nadal Ci się chce, a Twoja córka ma piękny wzór do naśladowania 🙂
Ja mam w domu zbuntowanego dwulatka. Co tu dużo mówić… podpisuję się pod tekstem i pod komentarzami. Najgorsza jest ta samotność w macierzyństwie, fakt, że cała odpowiedzialność za wszystkie sfery życia dziecka spada na nas. A w tym wszystkim musimy jeszcze odnaleźć siebie. Ja na przykład próbuję pisać doktorat… I też, tak jak Wy, często czuję się jak wariatka we własnym domu.
Trzeba o tym mówić. Dziękuję Ci za ten tekst. Ja czasem wspominam o tym wśród znajomych lub w rodzinie, wtedy wszyscy pukają się w głowę. Szkoda, że musimy się mierzyć nie tylko z rzeczywistością, z naszymi słabościami, ale również z wdrukowanymi przekonaniami naszych najbliższych, które są przecież takie szkodliwe. O idealnym internecie nie wspominając.
Komentuję po raz pierwszy. Musiałam:) chociaż obserwuję Cię od półtora roku, od połowy drugiej ciąży. Wtedy sama miałam maleństwo w domu i szukałam normalności na blogach. Znalazłam ją tutaj. Jesteś taka jak my:) we wszystkim co robisz jesteś autentyczna. Plus masz fantastyczny styl:)
Pozdrawiam serdecznie:) i wspierajmy się, dziewczyny!
A Ciebie podziwiam jak wszystkie mamy, jak moją która miała jazdę bez trzymanki. Dwoje dzieci, praca, studia, dom i pieprzony obiad zawsze zrobiony. Ni chuja nie chce tak, chyba że mi odwali i sama zdecyduje ze zamiast tego co mam chce coś innego.
Powodzenia! Jestem dumna będą kobietą kiedy przyglądam się tak wspaniałym jak Ty!
Jest w cholerę ciężko, czasami pod prysznicem sobie popłaczę,czasami się wyżalę, choć to przychodzi mi z trudem i rzadko. Skoro moja mam wychowała nas czworo, bez pampersow,podgrzewaczy i innych cudownych wynalazków to na co ja mam narzekać? Faktem jest, że rodząc 4 dzieci w przeciągu 13tu lat, przeplacila to choroba alkoholowa i totalnym uzależnieniem od meza- brak pracy, brak własnych pieniędzy… ostatnio zlapalam.sie na yym, że idę w tym samym kierunku-dobrze, że w pore! Macierzyństwo jest ogromnym poswieceniem, wspaniałym doświadczeniem i dlatego mimo wszelkich trudów marzę o trzecim dziecku. Gdy młodszy syn skończy 3 lata zaczniemy starać sie o córkę tym razem 😉 Jest mega ciezko, będzie jeszcze ciężej, ale za to jak fajnie. Bo macierzynstwo to takze wielka radosc z małych rzeczy- z samodzielnego jedzenia, z pierwszego kroku, z przekrecania słów… Nie zrozumie tego nikt, poza nami matkami. I choćby nie wiem.jak ciężko było, małe rączki i „mama” wynagrodza każde zwątpienie.
http://www.filmweb.pl/film/Musimy+porozmawia%C4%87+o+Kevinie-2011-485802
Dziękuję Ci za ten tekst. Może to, co chcę napisać nie do końca związane jest z macierzyństwem w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale temat, moim zdaniem, też wart uwagi.
Ponad trzydziestoletnie doświadczenie egzystencjalne mówi mi, że jeśli jakaś myśl zbyt długo pałęta się po głowie, to należy ubrać ją w słowa. Tylko jak znaleźć te właściwie, żeby być dobrze zrozumianym? Większe prawdopodobieństwo bycia zrozumianym towarzyszy użyciu prostych słów (fak, odkryłam Amerykę), więc nie będę tu, excusez le mot, odpierdalać językowej ekwilibrystyki, tylko choć raz wezmę przykład z Mariusza Maksa Kolonki i piszę jak jest.
Kiedy ledwo przekraczasz trzydziestkę, to z jakiegoś powodu ludzie zaczynają zadawać ci pytania, których ty sama nie zadałabyś nikomu, bo jednak czujesz, że pozostajesz w kontakcie ze swoją głową, więc nie pierdolnęłabyś w jakimś small talku uwagami dotyczącymi czyichś planów prokreacyjnych i nie przypomniałabyś życzliwie temu komuś, że „latka lecą”. Na początku, w wyniku szoku i zażenowania takim pytaniem człowiek wystękał coś pod nosem, ale wraz z częstotliwością ich pojawiania się rośnie w nim coś takiego, przy czym tortury Ramsaya Boltona z „Gry o tron” to smyranie piórkiem po dupce – ogólnie krew sika na wszystkie strony i flaki szybują hen, aż po horyzont. No, ale mimo tych morderczych wizji, ulgi nie było. Człowiek łaził struty i zastanawiał się, czy ludzie są aż tak bezczelni, czy aż tak nieświadomi tego, co wypowiadają ich usta (moją frustrację wzmagały dodatkowo problemy zdrowotne, z którymi borykałam się przez ostatnie dwa lata). Staram się zawsze interpretować na korzyść drugiego człowieka, więc tłumaczyłam to ich zainteresowanie aktywnością mojego układu rozrodczego zwyczajnym brakiem świadomości. W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że no way, odpalę im petardę oświaty i podpowiem, że może coś im pod kopułą nie styka skoro interesuje ich intymność drugiego człowieka, bo niewinne pytania o plany prokreacyjne i „troskliwe” wskazywanie na upływ czasu to pogwałcenie owej intymności, która należy się każdemu człowiekowi i nikt nie ma prawa się w nią wpierdalać. Plany prokreacyjne lub ich brak (cokolwiek, aby w pełnej zgodzie ze sobą) to sprawa moja i mojego partnera, więc po chuj będę siedzieć cicho, skoro nie odpowiada mi, że ktoś interesuje się moją macicą tylko dlatego, że bieda umysłowa jest dla niego wygodniejsza niż myślenie nad tym, co mówi. A teraz pytanie zasadnicze: po co ja tu ten ekshibicjonizm uprawiam skoro jakoś mnie od niego w internetach odrzuca? Bo wiem, że wśród kobiet (zapewne także czytających Twojego rewelacyjnego bloga Magdo) jest sporo takich, które wysłuchują podobnych uwag od ludzi (co najśmieszniejsze najczęściej są to inne kobiety), a nie mają odwagi się przed nimi bronić, więc chciałam im powiedzieć, że wcale nie muszą być uprzejme i grzeczne – grunt, żeby były skuteczne. Dla własnego dobra. Nie martwcie się, skurwesyństwa w zdrowym, mało szkodliwym wydaniu da się nauczyć, czego jestem najlepszym przykładem. Na przykład na pytanie dotyczące prokreacji wystarczy odpowiedzieć także pytaniem na podobnym poziomie: „Czy obserwowałaś/eś dziś swój stolec?”, „A co tam słychać w twoich majtach?” albo „Słyszałam, że w zimie kąpiesz się tylko w soboty?” Efekt pożądany w postaci zamkniętej gęby natychmiastowy. Mam tyle lat, że choć mam małą dupę, to mieści się w niej więcej niż wtedy, kiedy miałam lat -naście, czy -dzieścia i w onej dupie małej mam też ludzi, których żywoty są jak szachy: czarne, białe i kwadratowe, bo czują nieodpartą potrzebę niezdrowego interesowania się życiem innych. Czy to mamom wizualizującym sobie dla ulgi dzieciobójstwo nad kubełkiem lodów orzechowym, czy kobietom, które borykają się z presją otoczenia lub innymi problemami wynikającymi z faktu bycia kobietą, życzę pojemnych dup i wysyłam moc uścisków.
P.S. Przepraszam za tę kuchenną łacinę gdzieniegdzie, ale nie będę udawać, że gdy się wkurwiam, to używam polszczyzny jak z „Gościa niedzielnego”.
Jeśli chodzi o instamatki, instamateczki, jak się same nazywają: zaglądam czasem na profil pewnej mamy, która robi landrynkowe zdjęcia swojego małego dziecka w otoczeniu przeróżnych kolorowych gadżetów, odpowiednio te gadżety tagując. Tworzy cukierkowe, fałszywe scenerie, w których zresztą tego dziecka w ogóle nie widać, bo ono zawsze jest tłem i pretekstem, mimo że znajduje się na pierwszym planie. Jakoś tak to jej wychodzi. Patrzysz i widzisz tylko cotton balls na tarasie, świece, mapy, modne książki, poduszki, „tematyczną” pościel, przedmioty, dużo przedmiotów. A wśród książek na poważnie brane, cytowane i fotografowane całymi akapitami „Hygge” albo mądrości Coelho. No żesz.
I to dziecko, śpiące albo patrzące w bok, w otoczeniu jakichś np. poukładanych fantazyjnie wokół niego kwiatów, ziół, pocztówek, świecących lampek, nie wiem, kurde, map, kubków z „motywującymi” albo „śmiesznymi” napisami. Dziecko pochylone nad półmiskiem pełnym przekrojonych cytryn z tkaniną w przekrojone cytryny w tle. Patrzące na jakieś rozwijające się nad jego łóżkiem albo nad wanną taśmy z durnymi hasłami. Calm down i coś tam zrób albo bądź czy nie bądź. Albo kąpiel dziecka wśród świec w wannie. Najgorsze.
A kiedy babcia przychodzi zaopiekować się kilkulatkiem, to na insta jest o tym odpowiedni anons i zdjęcie dziecka w koszulce z napisem „To co robię babcia i ja to nasza sprawa”. Potem następuje romantyczny wieczór z mężem, równie słodko sfotografowany. Jest #sushi, #prosecco, #prosciutto, #parmigiano. A potem z raju do raju, powrót do dziecka. Na śniadanie fotografia naleśników z malinami i bitą śmietaną, a obok kakao z pianką i tęcza za oknem w tle.
Już kończę. Już chyba wiesz, za co lubię Twój blog i Twoje insta. Cześć!
Haha, najgorzej – ale lajki się zgadzają? Zgadzają, czyli opłaca się to robić, inne mamy kupują, firmy płacą, będzie się kręcić. Szkoda, że rozumu nie kupisz. Wiesz, że kiedyś sama pomyślałam, że może by się tak bardziej przyłożyć do zdjęć, poukładać, wystylizować, a nie tak od czapy robię głównie krajobraz zastany. No ale nie potrafię się zmusić, bo też zupełnie nie moja estetyka. Nie mam szans aby być #instamatką, fak.